Pierwszego synka urodziłam pod koniec czerwca, kilka dni po ostatnim egzaminie kończącym pierwszy rok studiów lekarskich. Kiedy w październiku rozpoczął się nowy rok akademicki, dla mnie oznaczało to koniec „urlopu macierzyńskiego”. Mogłabym go przedłużyć biorąc tzw. „dziekankę”, ale zdecydowałam, że wracam na drugi rok razem z moją grupą. Prawdę mówiąc, będąc jeszcze w ciąży i zakładając, że nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, nie brałam nawet pod uwagę możliwości zawieszenia studiów. Od samego początku ciąża i macierzyństwo nie jawiły się dla mnie jako koniec czegoś, a raczej jako nowy początek. I choć życie z małym dzieckiem wyglądało (i nadal wygląda) zupełnie inaczej, to pamiętam, że wracając na drugi rok i patrząc wtedy na mojego 4-miesięcznego synka, wiedziałam że pojawienie się dziecka i wraz z nim nowej rzeczywistości, nie oznacza konieczności rezygnacji z siebie ...a brak rezygnacji z siebie nie oznacza, że jest się złą matką.
top of page
Post: Blog2 Post
bottom of page
Comments